Strony

środa, 8 lipca 2015

Wybuch wulkanu, czyli nasz pierwszy eksperyment



Dziecięca ciekawość świata jest niesamowita. Z wielką radością obserwuję moje dziecko, które z coraz większą fascynacją odkrywa jego małe i duże tajemnice. Temat wulkanów pojawił się u nas już parę miesięcy temu, kiedy młody przypadkowo zawiesił oko na jednym z odcinków „Detektywa Łodygi” -  serialu, w którym tytułowy bohater objaśnia dzieciom trudne pojęcia i zjawiska przyrodnicze. Jako że Dusiek był wyraźnie zainteresowany tematem, potraktowaliśmy to jako punkt wyjścia do naszych zabaw.
Przygotowałam dwie układanki przedstawiające wulkan i jego budowę. Podczas ich układania wskazywaliśmy takie elementy jak komora magmowa, magma, komin, krater, lawa…   


Oczywiście zakres wiedzy warto dostosować do wieku dziecka i jego dociekliwości. Wyjaśniliśmy, że wulkan to miejsce, w którym gorąca, płynna skała – magma, pod wpływem ciśnienia wydobywa się z wnętrza Ziemi na powierzchnię. Wybuch ten nazywamy erupcją. Gorący popiół, skały i gazy wyrzucane są wówczas w powietrze, wypływa lawa, która z czasem schładza się i zastyga, tworząc skały magmowe i niszcząc otaczającą przyrodę.
Wszystko to staraliśmy się zobrazować, przeprowadzając eksperyment. Zaczęliśmy od przygotowania wulkanu z masy solnej (1/2 szklanki mąki, 1/2 szklanki soli, 1/3 szklanki ciepłej wody; z racji tego, że chcieliśmy mieć dość pokaźny rekwizyt, zwiększyliśmy proporcjonalnie ilość poszczególnych składników, dodatkowo dosypaliśmy kakao, żeby zabarwić nasz wulkan). Z gotowej masy wspólnymi siłami uformowaliśmy stożek, wkładając w środek mały słoiczek i tak powstał krater. Nasze dzieło wrzuciliśmy na niecałe pół godziny do piekarnika i suszyliśmy w temp. 100 st. Gdy wulkan ostygł, młody u jego podnóża „stworzył” miasteczko, zbudował z klocków domki i poustawiał drzewa. 


Do krateru wlaliśmy roztwór z wody, sody oraz czerwonej farbki plakatowej, można oczywiście użyć barwnika spożywczego. Następnie napełniłam strzykawkę octem i wręczyłam ją młodemu. Dobrze, że przejęty eksperymentem nie wrócił pamięcią do śmigusa-dyngusa. Pierwsza próba nieśmiała, Adaś delikatnie wstrzykiwał płyn do krateru i po chwili na powierzchnię zaczęły wypływać strużki lawy. Kolejna próba, zdecydowanie bardziej dynamiczna i widowiskowa, po ścianach naszego wulkany spływały potoki „lawy”, zalewając częściowo miasteczko, dzięki czemu udało nam się pokazać, jak groźnym zjawiskiem jest erupcja wulkanu. 


Młody był tak zafascynowany eksperymentem, że aż przebierał nóżkami biegnąc do kuchni po kolejne dawki octu i powodując kolejne wybuchy. Nie miałam zatem szansy wytłumaczyć, czym jest wulkan uśpiony :)
Dopełnieniem naszych „wulkanicznych” zabaw było oglądanie zdjęć wulkanów (głównie tych aktywnych) oraz malowanie rysunków. Do tematu z całą pewnością będziemy wracać, bo młody jest nim wyraźnie zaciekawiony. Do tego stopnia, że ostatnio w piaskownicy zamiast babek czy zamku zaczął budować wulkan, po czym dołączyły do niego inne dzieci i tak powstało wulkaniczne zagłębie :)
Doświadczenie z wulkanem polecamy - zabawa przednia, a i spora garść nauki.


8 komentarzy:

  1. WOW co za wybuchowe doświadczenie:D musimy spróbować pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam! U nas erupcjom nie było końca. Pozdrawiam serdecznie i witam na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno zrobimy taki wulkan :)
    Super blog, będę zaglądać częściej i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś miałyśmy mały, gotowy, kupny zestaw... Też fajnie wyszło ale mniej efektownie. Musimy teraz zrobić samemu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkowo też myślałam o kupnym, ładny i na pewno model wytrzymałby więcej wybuchów. Ostatecznie zrobiliśmy sami, bo młody uwielbia 'pomagać' w kuchni, więc ugniatanie masy solnej i formowanie stożka było już samo w sobie niezłą zabawą. Eksperyment jak najbardziej polecamy, im gwałtowniejsze dolewanie octu, tym bardziej efektowna erupcja :)

      Usuń
  5. polecam kupny...zapraszam na bloga w tym miesiacu opisywałam właśnie taki kupny....taki robiony tez mieliśmy:) ale kupny zdecydowanie lepszy! byle kiedy możemy sobie wybuch zaserwować:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam na blogu :) Przyznam, że zastanawiałam się nad zakupem, ostatecznie jednak wykonaliśmy wulkan samodzielnie. Kiedy to możliwe, staram się angażować młodego w przygotowywanie naszych zabaw, a że lubi lepić wszelkie ciastoliny, masy itp., to już samo tworzenie rekwizytu sprawiło mu olbrzymią frajdę. Dziękuję za zaproszenie na blog, z pewnością będę tam częstym gościem.

      Usuń