Strony

środa, 5 sierpnia 2015

„Jak mama została Indianką”. Opowieść o tym, jak odkryć w sobie dziecko...



Książka wyjątkowa. 
Niewiele jest pozycji na rynku wydawniczym, które bawią dzieci, a jednocześnie niosą w sobie wiele ważnych treści dla dorosłych.

Bohaterami opowieści są Ulf – kilkuletni chłopiec, jego rodzice oraz dziadkowie – wszyscy zajęci swoimi sprawami. Pewnego dnia chłopiec znajduje w trawie pióro mewy i poniesiony dziecięcą wyobraźnią postanawia zostać Indianinem. Na głowę zakłada opaskę z piórem, na twarzy i ciele maluje szminką mamy czerwone błyskawice, nadaje sobie imię Mała Cicha Stopa i rozpoczyna zabawę. Śledzi trzmiela, tropi kury, skacze między kamieniami, ćwiczy czołganie i bezszelestne skradanie do wyznaczonego celu, doprowadza babcię do „stanu przedzawałowego” zarzucając jej na szyję skórę węża, w końcu udaje mu się wciągnąć do zabawy mamę. Ta, zmęczona codziennymi obowiązkami, daje się synowi uwolnić z „niewoli u bladych twarzy” (rodzinki). Scena, kiedy wychodząc z kuchni przybija nożem niedosmażone kotlety do drzwi, rozbawiła mnie do łez. Apogeum frustracji ukazane w zabawny sposób, a jednocześnie znaczące wejście w indiańską przygodę z synem.

Mama z powodzeniem odkrywa w sobie dziecko! Rozpuszcza włosy, zdejmuje buty, maluje twarz, by wyglądać równie dziko jak syn i spędza z nim fantastyczny dzień. Nie będę jednak zdradzać szczegółów, żeby nie odebrać nikomu przyjemności czytania. Szczerze polecam! Książka jest zabawna, jej atutem są przepiękne ilustracje (Mati Lepp), a co najważniejsze, skłania dorosłych do refleksji, że warto czasem (choć łatwe to nie jest…) porzucić swoje obowiązki, by uszczęśliwić siebie i dziecko. Niech te szalone, wspólne chwile tworzą ich dzieciństwo, wyzwalają radość, niech budują piękne wspomnienia. 


PS Zdradzicie, na jakie największe szaleństwa pozwoliliście sobie z Waszymi dziećmi?

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Nasze miasteczko



Dziś prezentujemy Wam nasz prosty sposób na świetną, wciągającą zabawę dla przedszkolaków. Śmiem twierdzić, że jej aranżacja wciągnie również rodziców 😉 Samochody w naszym domu są na topie od dawna. Młody, chwiejąc się jeszcze, stał z nosem przyklejonym do szyby i obserwował auta, baczniejszą uwagę skupiając na tych uprzywilejowanych, które słychać z daleka. Marki samochodów rozróżnia lepiej ode mnie, domowy parking w szufladzie zaczyna pękać w szwach, a mimo to trudno wyjść ze sklepu bez kolejnej zdobyczy, bo przecież „bordowego AUDIEGO jeszcze nie ma” 😉

Jakiś czas temu wpadła mi w oko „Domostrada”, samoprzylepna taśma imitująca ulicę, za pomocą której można stworzyć miasto (podgląd TUTAJ). My w swojej zabawie postanowiliśmy wykorzystać dostępną w domu zwykłą taśmę malarską i wyczarowaliśmy przestrzeń miejską pełną skrzyżowań, przecznic, parkingów, przejść dla pieszych, chodników.
Już sama plątanina ulic wyzwoliła aktywność młodego, który powyciągał z szuflady wszystkie swoje autka. Postanowiliśmy jednak zurbanizować naszą podłogową przestrzeń. Z klocków zbudowaliśmy posterunek policji, remizę strażacką, warsztat samochodowy, który jednocześnie służył za myjnię; z tekturowych pudełek powstała przychodnia, przedszkole, stacja paliw; na szarym papierze narysowaliśmy blok mieszkalny ze sklepami. Stworzyliśmy również rekreacyjną część miasta, a w niej park z jeziorem oraz zoo. Jeśli mamy w domu wolną przestrzeń, to możemy sobie pozwolić na rozbudowywanie miasteczka w wolnej chwili, bo pomysłów podczas zabawy pojawia się mnóstwo, nie sposób ich wręcz zrealizować wszystkich na poczekaniu. 

Gdy już nasze miasteczko było gotowe, na poboczach porozstawialiśmy znaki drogowe. Świetna okazja do poznania/utrwalenia znaczenia poszczególnych znaków, przepisów ruchu drogowego oraz zasad przechodzenia przez jezdnię. My trenowaliśmy również kierunki „w prawo” – „w lewo”, wyjaśnialiśmy, że w Polsce obowiązuje ruch prawostronny. 
Z pewnością pomoc rodzica jest niezbędna w przygotowaniu miasteczka, jednak warto dziecko jak najmocniej angażować w działania, w malowanie, wycinanie, klejenie, budowanie. Natomiast scenariusze zabawy w gotowym miasteczku najczęściej tworzą już dzieci same. Wyobraźnia wręcz poniosła młodego, wcielał się np. w rolę lekarza i jechał ratować nierozważnego chłopca pogryzionego przez krokodyla w zoo, gasił pożar na polu namiotowym, ścigał radiowozem policyjnym kierowców łamiących przepisy i wręczał im mandaty bądź z wielką frajdą odgrywał mniej chlubną rolę pirata drogowego i uciekał przed obławą policyjną, którą dowodził tata 😊 

Zabawa godna polecenia, wyzwala kreatywność, pomysłowość, stwarza wiele sytuacji umożliwiających wcielanie się w role, przy zabawie większej ilości osób pozwala na ciekawe interakcje, a przede wszystkim ma wartości edukacyjne.