Strony

czwartek, 17 lutego 2022

Na tatrzańskim szlaku cz. IV - Czarny Staw Gąsienicowy

 

Po kilku bardzo intensywnych dniach na szlakach, główkowaliśmy mocno, w którym kierunku podążyć dalej, aby nieco odpocząć, a jednocześnie zobaczyć coś nowego i urzekającego. I tak powstał pomysł, by kolejką linową wjechać na Kasprowy Wierch i stamtąd zejść w kierunku Doliny Gąsienicowej, a potem podejść nad Czarny Staw Gąsienicowy. Pogoda tego ranka nie napawała jednak optymizmem. W Kuźnicach lało, a gruba warstwa ciemnych chmur raczej nie zapowiadała szybkiej zmiany. Po raz kolejny jednak przekonaliśmy się, że góry potrafią zaskakiwać. Już powyżej Myślenickich Turni wagonik zaczął przebijać się ponad pułap chmur, a na samym Kasprowym powitało nas piękne słońce. Gorąca kawa, czekolada z toną bitej śmietany dla Młodego, pamiątkowa pieczątka do książeczki i w drogę. 

Żółty szlak śmiało możemy polecić rodzicom z dziećmi, wiedzie on łagodnie w dół wzdłuż wyciągu narciarskiego. Na horyzoncie, dosłownie u naszych stóp, bielą się chmury. Początkowo niczym mleko zalewają niemal całą dolinę, jedynie gdzieniegdzie spośród nich przebijają się pojedyncze wierzchołki gór. Z czasem chmury zaczynają się rozpraszać, odsłaniając przepiękne widoki. 

Po godzinie spokojnego marszu odbijamy na niebieski szlak w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego (1624 m n.p.m.). Szlak z jednej strony przytulony jest do skał, z drugiej zaś strony ostro opada w dół, tworząc przepaść. Idąc z dzieckiem na tym odcinku trzeba bardzo uważać, zwłaszcza gdy mijamy idących w drugą stronę turystów. Podejście jest stosunkowo krótkie (0,5 h), ale dość męczące, zwłaszcza przy końcówce, gdzie trzeba wspiąć się na skalny próg polodowcowy. Być może to upał i wcześniejsze intensywne dni potęgują nasze odczucie zmęczenia, ale kilkakrotnie przystajemy, aby uzupełnić płyny i złapać oddech. Warto jednak było się troszkę pomęczyć, bo widoki w miejscu docelowym zapierają dech w piersiach. 

Siadamy tuż przy jeziorze, aby odpocząć i cieszyć się tym, co nas otacza. Podziwiamy górujące nad nami i malowniczo odbijające się w krystalicznej wodzie szczyty Kościelca (2155 m n.p.m.), Koziego Wierchu (2291 m n.p.m.) oraz Granatów (2239 m n.p.m.). Co ciekawe, kiedyś stało tutaj schronisko, jednak spłonęło ono w 1920 r. Można było wynająć tratwę i popływać nią po stawie, dopływając m. in. na małą, porośniętą kosodrzewiną wysepkę, która miała być miejscem spoczynku Juliusza Słowackiego. Pomysł ten (promowany m. in. przez Henryka Sienkiewicza) nie doczekał się jednak realizacji.

Po długim postoju postanawiamy wracać. Zatrzymujemy się jeszcze w Murowańcu, jemy obiad, przybijamy pieczątki i ładujemy akumulatorki na powrót. Tym razem wracamy przez znaną nam już z wcześniejszych wojaży Halę Gąsienicową. Bez wątpienia jest to jedno z najbardziej urokliwych miejsc w polskich Tatrach. To właśnie tu zaczęła się prawdziwa przygoda Młodego z górami i zapewne zawsze z olbrzymim sentymentem będziemy tu wracać.

Szybkim krokiem dochodzimy do Przełęczy między Kopami, gdzie decydujemy się na powrót Doliną Jaworzynki. Trasę tę pokonywaliśmy już wcześniej, więc wiemy mniej więcej, czego się spodziewać. Delektujemy się chwilą, mając świadomość, że na kolejne górskie przygody przyjdzie nam czekać długi rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz